poniedziałek, 28 lipca 2008

Dzien 25 - rejs speed boat na Phi Phi

Rano pobudka o 6.45, znów pakowanko, zwrot motoroweru (gość wyszedł w szlafroku by go odebrać), szybkie śniadanie i na dworzec. Minibus do Krabi kosztował 99 bahtów i jechaliśmy coś z 1,5 godziny jak się nie mylę. Dworzec w Krabi jest położony dobre parę kilometrów od centrum. Oczywiście zjawił się od razu taksówkarz, który zaoferował podwózkę za 150 bahtów. Oczywiście wyśmiałem go i znalazłem kursowego tuk tuka, który jeździ między centrum, a dworcem. Koszt 40 bahtów. Rzut beretem od mojego Hotelu Green House. Hotel chyba za 800 bahtów bukowany przez www.anoda.pl. Ogólnie może być, ale myślę, że za tą cenę to można byłoby znaleźć jakieś fajne pokoje prywatne na mieście. W hotelu działa biuro podróży, które oferuje wycieczkę Speer boatem na wysypy Phi Phi za 1500 bahtów z lunchem. No i oczywiście wynajem motoroweru za 200 bahtów. Chciałem wynająć motorower, ale nie chcieli zniżyć ceny. Nauczony doświadczeniem nie zawierałem jeszcze żadnych transakcji w hotelu lecz rozejrzałem się po mieście. W pobliżu rzeki wynająłem skuter z automatyczną skrzynią biegów za 150 bahtów na pól dnia. Mieli też wycieczki, które mnie interesowały, ale w tej samej cenie.
Zwyczajowo musiałem zatankować. Jeżdżąc po centrum zauważyłem większe biuro podróży i tam wycieczka kosztowała 1300 bahtów. Zakupiłem więc. Następnie pojechałem zwiedzać wybrzeże. W okolicach Krabi jest kilka plaż, które są oddalone od Krabi od kilku do kilkunastu kilometrów. Niektóre są prawie dziewicze. Mało turystów albo wcale. Po drodze wspaniałe widoki na skały wapienne i Morze Andamańskie. Wspaniałe widoki. W okolicach Krabi można zwiedzić jaskinie i świątynie, ale były nie w tym kierunku co plaże. Zresztą już widziałem nie jedną jaskinię i kolejna już na mnie nie sprawi wrażenia. Musiałaby być naprawdę super. Wtedy to każdy by o niej mówił i opisana byłaby w każdym przewodniku. Wieczorkiem zdałem motorower i udałem się coś przekąsić. Wybrałem typową knajpę tajską. Tzn. na powietrzu gotowane potrawy plus plastikowe krzesełka i stoliki. Zamówiłem Padi Thai. Cena 30 bahtów. Makaron nitki z warzywami, pokruszonymi orzeszkami ziemnymi etc. Najadłem się. Co do samego Krabi to miejsce nie wzbudzające wielkiego zachwytu. Okolice tak, bo są fajne plaże i ładne widoczki. Znalazełm też fajną kafejkę internetową. Szybkie łącza i godzina surfowania tylko 40 bahtów. Pobukowałem hotele i zaktualizowałem bloga w końcu.
Następnego dnia pobudka o 7.00. Równo o 8.00 zjawił się kierowca busu. Zapakowałem się razem z walizkami. Po drodze zebraliśmy jeszcze 6 innych turystów i zostawiliśmy moją walizkę w biurze właściciela firmy. Pojechaliśmy ba nadbrzeże gdzie odpływają łodzie na Phi Phi. Okazało się, że byłem tam dzień wcześniej na motorowerze.
Wyprawa Speed Boat to bardzo fajna sprawa. Jest tam mało miejsca, ale łódź daje czadu. Siedziałem razem z 4 Hiszpanów na samym dziobie łodzi. Momentami łódź tak poskakiwała na falach, że trzeba było się mocno trzymać. Raz wyskoczyłem na pół metra w górę. I nie miałby kto prowadzić projektów VATowskich. Po drodze okrążaliśmy różne wysypy i nurkowaliśmy na rafie. Nurkowanie na rafie to REWELACJA. Fajne widoczki i różnobarwne ryby w bajkowych kolorach. Czasem pływało się w stadzie ryb. Wysypy Phi Phi słyną właśnie z rafy koralowej oraz plaż gdzie piasek jest drobny i biały. Aż raziło w oczy. No i woda krystalicznie czysta. Momentami, aż dech zapiera. Lunch mieliśmy obok siedzib Sea Gipsies. W drodze powrotnej wstąpiliśmy na wyspę bambusową, by ponurkować, poopalać się i popływać. No i cały dzień zleciał. Najgorsze jednak było to, że wycieczka skończyła się z 25 min. opóźnieniem co miało dla mnie znaczenie, ponieważ o 17.00 odchodził ostatni autobus do Phang Nga. Po powrocie okazało się, że moja walizka już na mnie czeka. Przesadzili mnie tez do tuk tuka, który jechał na dworzec autobusowy w Krabi. Niestety spóźniłem się 10 min i już autobusu nie było. Na dworcu powiedzieli mi, że mam wyjść na główną drogę bo o 17.30 jedzie autobus do Phuket i można się stamtąd zabrać. No to poszedłem. W jakimś sklepie po drodze zapytałem się gdzie jest przystanek. A tam jest tak, że się stoi z reguły gdzie bądź i macha na autobus. Pierwszy mnie nie zabrał nie wiem czemu. Pomagała mi też kobieta, która obok sklepu sprzedawała jakieś żarcie na wynos. Zauważyłem, że pomimo wszelkich starań czasem nie łapali mnie od razu jak wymawiałem Phang-Nga. W końcu po godzinie czekania zabrałem się chyba za 83 bahty do Pang Nga. Zanim dotarliśmy już było ciemno. W biurze turystycznym obok chcieli mi wcisnąć jakiś hotel. No ale ja już miałem rezerwację przez Internet. No i hotel był już zapłacony. Okaząło się, że hotel jest 6-7 km od dworca, prawie na obrzeżach. Nie było już żadnych taksówkarzy. Wszedłem do kafejki internetowej i właściciel finalnie zaproponował mi powiezie mnie na skuterze jego syn za 100 bahtów. Cena dość wysoka, ale jak powiedział jest to cena nocna. Faktycznie nie było już żadnych tuk-tuków. A było po 19.00 i była już noc wg ich standardów. W końcu znalazłem się w hotelu Phunga. Cena chyba 25 USD. Ogólnie może być, ale nie rzuca jakoś na kolana. No i okazało się, że w okolicy było sporo Karaoke barów. Karaoke bar w tamtej okolicy pełni tam taką samą funkcję jak u nas agencja towarzyska. Na szczęście nie korzystali z mojego hotelu lecz mieli własne piętra (na parterze były bary).

Brak komentarzy: