piątek, 11 lipca 2008

Dzień 8 - Chennai

Dziś na popołudniową zmianę szliśmy do pracy więc do 14.00 mogliśmy się zagospodarować. Pojechaliśmy na ulicę Dr.Radhakrishnan Road gdzie ma być rzekome centrum. Pierwszy rikszarz chciał 150 rupii a drugi już tylko 80. Załapał gdzie miał nas zawieźć. Na miejscu okazało się, że zawiózł nas nie pod hotel Savera lecz do sklepu Sara czy jakoś tak. Sklep za ubraniami, obrusami z kaszmiru i jedwabiu plus dywany i pamiątki. Pokręciliśmy się i uciekliśmy. Dotarcie do okolic Savery zabrało nam 15 min. Trafiliśmy w boczne uliczki, które widać były zamieszkane przez adwokatów, lekarzy etc. Domy w stylu a’la Villa ale część sprawiała wrażenie zaniedbanych. Jednakże mniej było smrodu i śmieci na ulicach. Trafiliśmy też na typowy supermarket jak na zachodzie. Może nie super ale market. Zrobiliśmy małe zakupy. Przykładowo KitKat kosztuje tam 20 rupii, 7 Up 0,6L – 22 rupie, litr soku w kartonie od 60-90 rupii w zależności od owocu. Po wyjściu dotarliśmy do kawiarni w stylu zachodnich sieciówek. Zamówiłem Irish Coffee. W opisie była gwiazdka i okazało się, że nie dodają whiskey ale aromat. Pewnie dlatego, że whiskey byłaby za droga no i Hindusi raczej nie spożywają alkoholu. Ceny kawy od 30-56 rupii. Zauważyłem T-Shirta za 250 rupii z napisem „Good Morcing India”. Jako, że wcześniej nie udało mi się spotkać T-Shirtów to zakupiłem (wcześniej widziałem raz ale chcieli ponad 600 rupii).
W końcu skierowaliśmy się w stronę centrum handlowego Spencer. Po drodze Marta zahaczyła o sklep z tkaninami. Spencer zrobił na nas ogólnie pozytywne wrażenie. Jest tam z 3 piętra sklepów. Na 2 i 3 piętrze są małe fastfoody. Kupiliśmy trochę pamiątek. Przykładowe ceny: mały drewniany słonik od 190 rupii wzwyż, ręcznie malowane obrazki na materiale wielkości A-4 od 350 do 480 rupii. Po drodze były oczywiście promocje typu kup 3 T-Shirty a zapłacisz 900 rupii (standardowe zachodnie), spodnie za 970 etc. W sumie na Spencera zostało nam może z max.1,5h. Jeszcze pobiegłem coś zjeść. Zamówiłem pół porcji smażonego kurczaka w kawałkach. Facet zapewniał, że nie jest ostre. Ale może dla Hindusa. Dla mnie było. Cena 100 rupii. Okazało się, że w Spencerze jest kantor gdzie całkiem sporo walut skupują (złotówek nie). Kurs wymiany był 42,6 rupii za dolara gdy w hotelu lub sklepach z reguły 40. W końcu ewakuowaliśmy się by pojechać do pracy. Nie wiem jak zresztą cen, ale ogólnie polecam by pójść do Spencera
Jak zwykle szukaliśmy rikszy. Pierwsze riksze przy samym wejściu cenowo zwalały z nóg. Cwaniaczki chcieli 250-300 rupii. Poszliśmy 20 m dalej i wytargowaliśmy 120. Pewnie byłoby taniej gdyby nie to, że wyszliśmy z największego centrum w Chennai.
Mam takie przemyślenia w związku z rikszami:
1. Bierz rikszarza, który naprawdę rozumie angielski lub od razu łapie gdzie ma jechać.
2. Czasem zamiast podać dokładny adres lepiej wskazać na charakterystyczne miejsce w pobliżu np. świątynia, hotel, kościół.
3. Jako biały skazany jesteś na zawyżenie cen. Targuj więc. Czasem zaczynałem od 50% stawki.
4. Staraj się nie wsiadać spod hotelu. Odchodziliśmy nieraz 100-200m od niego by obniżyć cenę wyjściową. Czasem się sprawdzała ta zasada szczególnie jeśli w pobliżu nie ma miejsca gdzie mógłby przebywać biały człowiek.

Brak komentarzy: