sobota, 26 lipca 2008

Dzień 22 - Haadyao Nature Resort

Haadyao Nature Resort jest ośrodkiem prowadzonym przez pewną fundację. Ceny noclegów wahają się od 400 bahtów za Thai Salae do 800 za bungalow z DVD. Śniadania są osobno płatne (150 za śniadanie). Celem fundacji jest zachowanie środowiska naturalnego w stanie nie naruszonym plus zaktywizowanie morskich Cyganów (Sea Gipsies), którzy żyją na tamtych terenach. Każdy więc zarobek idzie na programy fundacji plus na małe pensje dla cyganek pracujących w ośrodku. W ośrodku byłem tylko ja i para Holendrów, która podróżuje już kilka miesięcy. Z obsługi były tylko 2 osoby anglojęzyczne – recepcjonistka i emerytowany profesor. Okazało się, że pracuje w ośrodku jako wolontariusz. Trochę poopowiadał mi co robią. Generalnie chcą nauczyć Cyganów różnych rzeczy tak by potem sami zaczęli sobie radzić. Czyli chcą dać im wędkę. Oczywiście stwierdził, że Tajowie nie chcą ich zatrudniać, bo są leniwi, kradną etc. Normalnie jak nasi Cyganie.
Po śniadaniu wypożyczyłem kajak za 800 bahtów (drogo jak cholera), dostałem worek foliowy na kamerę i aparat, pudełko plastikowe z silną latarką na głowę i ręcznie namalowaną mapę. Atrakcją okolicy jest Jaskinia Piratów i inna jaskinia z rysunkami naskalnymi pierwotnych ludzi. Są też oczywiście super skały wystające z morza i wysepki z roślinnością namorzynową. Na początek podpłynąłem do takiej wyspy i wysiadłem, by pochodzić po brzegu. Ląd jest zdradliwy, bo składa się z piasku i mułu więc są miejsca gdzie zapada się po kolana lub dalej w ten muł. Ale OK dałem radę i ciągnąłem trochę kajak, bo to było łatwiejsze. Po drodze widziałem bardzo dużo różnych gatunków krabów od pomarańczowych, czerwonych, zielonych, fosforyzujących po niebieskie. No i takie rybki (kiedyś na Discovery był program), które skaczą i pełzają po lądzie, a jak czuja zagrożenie to pryskają do morza. Trochę przypominają kijanki, ale są znacznie dłuższe. Po jakimś czasie wiosłowania znalazłem Jaskinię Piratów. Jest super. Wpływa się do niej przy niskim stanie wody i wpływa innym wyjściem. Okolica ta i to morze do końca lat 60 XX w. było siedliskiem prawdziwych piratów. Dopiero w latach 60 rządowi tajskiemu udało się wytrzebić ich. Później wiosłowałem do jeszcze jednego miejsca, ale nie jestem pewien czy udało mi się je odnaleźć. W każdym bądź razie widziałem też fajne skałki i struktury skalne. No i po paru godzinach wróciłem na przystań. Poczekałem ponad godzinkę na minibus i wróciłem do Trang. Tam poszedłem do Wunderbar baru i zapytałem się o dobry tani nocleg. Okazało się, że hotel jest obok przez ścianę (Sri Trang). Cena 500 za pokój z klimą. Polecam. Jest OK, ale bez śniadania. Zresztą za 100 bahtów można się najeść po pachy w Tajlandii. Z rana na drugi dzień udałem się na wyspę Ko Lanta. Bilet kupiłem w jednym z biur podróży za 250 bahtów wraz z przeprawą promową i dostarczeniem do hotelu.

Brak komentarzy: