Phuket jest bardzo turystyczny przez co ceny są tu 2-3 razy wyższe niż w pozostałych miejscowościach w których byłem. Np. taxi i tuk-tuki żądały ode mnie 300 bahtów za kurs na miejsce mojego noclegu gdzie moim zdaniem powinno to kosztować z 100-120 bahtów. Ale znalazłem bus za 40 i po pól godzinie byłem na miejscu. No i od razu do hotelu. Hotel co prawda był remontowany o czym wcześniej widziałem, ale mi to nie przeszkadzało. W końcu dzięki temu cena była niższa no i nie w nocy nikt nic nie robi. Hotel naprawdę w porządku – polecam !
Oczywiście po zameldowaniu się i szybkim ogarnięciu się wypożyczyłem motorower za 200 bahtów na 24h. Zatankowałem za 100 bahtów i ruszyłem oglądać Wielkiego Buddę, który jest nadal w budowie i przylądek P..... coś tam (później sprawdzę), najdalej na południe wysunięta część wyspy Phuket. Z obu miejsc roztaczają się przepiękne widoki na całą okolicę i zatokę. Warto było jechać. Po drodze zdążyłem się zorientować, że Phuket jest dość drogim miejscem w porównaniu do pozostałych miejsc, które widziałem. Wiadomo, jest to nieustanna Mekka dla turystów z całego świata. Ale świadomie wybrałem to miejsce by też zobaczyć jak one wyglądają w Tajlandii. Musze stwierdzić, że raczej wolę mniejszą ilość turystów. Wieczorkiem poszedłem sobie na godzinę tajskiego masażu. Znajduje się niedaleko od hotelu na ulicy Patak Road (561/2 Patak Rd., Karon Beach, Muang Phuket 83100) nazywa się Siam Massage. Cena za masaż tajski 200 bahtów za godzinę. Udało mi się nawet zaprzyjaźnić z całą 5 osobową załogą co nie było trudne, ponieważ Tajowie są narodem przyjaznym i sami łatwo nawiązują kontakty. Akurat po moim masażu wybraliśmy się do karaoke baru. Tam zjedliśmy typowe tajskie potrawy no i niektórzy z naszej załogi śpiewali. Ogólnie zauważyłem, że Tajowie lubią śpiewać i właściwie prawie cały czas ktoś śpiewał. Potem zmieniliśmy lokal na bardziej rozrywkowy karaoke bar z tańcami. No i na sam koniec zaprowadziły mnie do Easy Rider baru z typowym Harleyowskim wystrojem i kapelą grającą na żywo rockowe kawałki. Tam spotkaliśmy kolesia – Taja Rockmena, którego już wcześniej spotkaliśmy w innym karaoke barze. Ogólnie imprezę zakończyliśmy po drugiej w nocy. Trzeba przyznać, że było fajnie. Jako, że jeździłem na swojej Hondzie to wypiłem tylko małe piwo, a tak jechałem cały czas na coli.
piątek, 1 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
5 na 1? Niezła musiała być imprezka...:D
Ano niezła i to bez alkoholu bo prowadziłem.
Prześlij komentarz