piątek, 25 września 2009

Powrót i podsumowanie

3 tygodnie temu wróciłem. Nie pisałem bloga, bo nie brałem kompa.
Trasa była w miarę podobna jak rok temu, ale udało mi się zobaczyć to co wcześniej nie widziałem. A więc trasa była następująca:
- Bangkok
- Lop Buri (pociągiem po raz pierwszy w Tajlandii)
- Ko Phangan
- Krabi

Przy wjeździe do Tajlandii na lotnisku w BKK można załatwić sobie wizę. I co ważne do czerwca 2010 jest ona za darmo !

Macie pytania piszcie !

sobota, 8 sierpnia 2009

Tajlandia 2009 - come back - przygotowania

Nooo i znów wracam do Tajlandii. Udało się kupić całkiem tanio bilety na stronach Aerofłotu. Lot z Warszawy do Bangkoku przez Moskwę wyszedł coś koło 1670 zł. Jedyny minus to, że wracamy po 2 tyg. bo Sławek nie mógł wziąć dłuższego urlopu. Ale co tam ! I tak jest super.

Laptopa nie biorę, ale może będe pisał coś z kawiarenek internetowych. Wylot za 3 tyg. więc czas zacząć przygotowania. Planujemy zobaczyć wybrzeże przy grnaicy z Kambodżą i może Ko Samui. Ale cóż jesteśmy na etapie planowania.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Podsumowanie

Czas na małe podsumowanie. Ogólnie bardzo mi się podobało w Tajlandii. Jak będę miał możliwość to mam zamiar wrócić tam nieraz. Polecam ten kraj.
1. Jak dla mnie pogoda i krajobrazy są OK. Momentami może za duszno i parno.
2. Ceny poza sezonem i poza Phuketem naprawdę niskie ! Nawet ceny Phuketowe są zbliżone do polskich.
3. Ludzie są życzliwi i pomocni. Nie od parady kraj nazywa się krajem tysiąca uśmiechów lub uśmiechniętych ludzi.
4. Czułem się tam dobrze i bezpiecznie.
5. Jedzenie rewelacja. Szczególnie dla osób lubiących owoce morza.
6. Tanie przejazdy publicznym transportem.

Co do negatywów to hmmm... nie widzę. No może poza jednym. Ceny przelotów z Polski. Masakryczne. No i w niektorych miejscach sporo turystów.

A oto garść innych linków, które mogą okazać się przydatne. Rezerwacja online hoteli:
1. Sawasdee.com
2. Agoda - jeśli chcesz się zapisać jako członek do Agody daj znać to podeślę Ci linka i sam zarobię 500 punktów. Zaletą Agody jest zbieranie punktów, które później mogą pomniejszyć Twój rachunek, płatności online i specjalne promocje dla członków Agody.
3. HotelsinThailand - też fajna strona.
4. Weekend w Tajlandi - fotki z NY.com
5. Nauka Tajskiego
6. Strona Stickmana
7. Prowincja Krabi

A tu coś muzycznego z klasyki:


I wszyscy razem refren:
"One night in Bangkok and the world's your oyster
The bars are temples but the pearls ain't free
You'll find a god in every golden cloister
And if you're lucky then the god's a she
I can feel an angel sliding up to me"
za tym tekstem

8. Muzyczne hity tajskie:
- Ying Thitikarn

Dzień 32 - Frankfurt

Oj chłopaki nie chlapnę z Wami przywiezionej tajskiej whiskey. Kupowałem ją w ostatniej chwili na lotnisku w Bangkoku. Natomiast we Frankfurcie musiałem ją wywalić, bo zgodnie z przepisami Unii Europejskiej można wwozić alkohol zakupiony TYLKO na rejsowych lotach i zapakowanych w specjalne torby. Była szansa nadania ich przez Lyfthansę ale gosciówa nie chciała przyjąć flaszek w reklamówce. Gdyby było zapakowane to tak. Ale nie miałem czasu na szukanie jakiejs torby na lotnisku. Poza tym nieopłacałoby mi się kupować specjalnie torby by przewieźć zwykłą whiskey.

Tutaj we Frankfurice teraz nieźle leje. W Łodzi jak dzwoniłem to jest sucho i o 7.00 już 20 stopni. Noooo, fajnie. Nie będzie szoku klimatycznego. W końcu w Tajlandii ostatnie dni były naprawdę gorące.

Poza tym lot Lufthansą był taki sobie. Zauważyłem, że z BKK o 10 min. wczeniej wylatywały do Frankfurtu Thai Airways. Ciekawe czy cenowo było tak samo.

Żegnaj Tajlandio ! However I will be back... ;-)

P.S. Adas - będziesz się uczył tajskiego.
P.S.1. Jak to dobrze, że mamy iRasa. Z Frankfurtu za darmochę jadę na WiFi. Tak tylko płatne opcje są.

niedziela, 3 sierpnia 2008

Dzień 31 - Bangkok - powrót do domu

Hotel ogólnie kosztował mnie chyba z 35 USD. Ale w porównaniu z innymi już widzianymi przeze mnie hotelami oceniłbym go jako taki sobie. No tak, ale w BKK zawsze trwa sezon, no i lokalizacja należy do jednej z bardzie topowych (blisko BTS etc.).
Po wymeldowaniu i zostawieniu walizki pojechałem na małe zakupy do Pratunam. Obok były też 2 inne centra handlowe, które odwiedziłem. Naprawdę tam to potrafią handlować. Nasze centra to pikuś. Nawet w Warszawie takich nie mają. No może poza Złotymi Tarasami.

Po południu ostanie tajskie żarcie :-(((( w knajpie gdzie dali mi pałeczki. Ale w sumie szybko się nauczyłem ich używać tym bardziej, że wcześniej Cristina mi pokazała.
Na lotnisko pojechałem autobusem tej samej firmy, która dzień wcześniej mnie przywiozła do centrum. Tym razem kurs kosztował 100 bahtów. Widocznie AirAsia zarabia na bilecie 40 bahtów.

Ogólnie to już wiem jak taniej niż prywatną taksówką dostać się do centrum. Oczywiście na lotnisku stoją naganiacze (mnóstwo ich jest) i agencje, ale wołają coś około 400 bahtów. Ale na lotnisku są strzałki prowadzące do public taxi gdzie wtedy jedzie się z licznika plus 50 bahtów i wtedy wychodzi to ok. 250 bahtów. Lub mój autobus. Znajduje się on na poziomie pierwszym przy wyjściu (gate) nr 8.

Teraz siedzę na lotnisku i rozgryzłem darmowego hotspota. Nazywa się on "linksys" i złapać go można po lewej stronie lotniska stojąc tyłem do wejść na 1-2 poziomie. Jeszcze 3 godziny do odlotu. Zaraz idę szukać Adasiowi książek do nauki tajskiego i zafoliuję walizkę.

No chyba, że w ostatniej chwili się rozmyślę i nie wrócę do Europy...

Dzień 30 - Patong/Bangkok

Oczywiście po imprezie spałem gdzieś do 11.00 potem pakowanko i wymeldowanie się z super ośrodka. Zapakowałem się z plecakiem i walizką na Suzuki i skoczyłem na przystanek autobusowy gdzie oddałem motorower. Okazało się, że nie było dziewczyny, która obsługiwała biznes i musiałem poczekać 15 min. W tym czasie pogadałem z taksówkarzem. Oczywiście chciał mnie zawieźć na lotnisko chyba za 600 bahtów. No ale odmówiłem. Okazało się, że w porównaniu z Bangkokiem ceny taksówek są droższe, ponieważ jeżdżą one na benzynie, a nie na gazie. Coś w tym może być, bo faktycznie zauważyłem to w Bangkoku. Podobno na Phuket nie ma stacji z gazem. Może i to prawda.

W każdym bądź razie po zdaniu motoroweru wsiadłem w autobus do Phuket Town za 35 bahtów i dojechałem na dworzec autobusowy. Z niego odjeżdżają co godzina (ostatni o 18.30) autobusy na lotnisko w Phuket. Cena to chyba 85 bahtów. Jedzie się godzinę.

O 23.00 byłem na lotnisku w Bangkoku. W trakcie lotu AirAsia zauważyłem, że sprzedają bilety autobusowe do centrum miasta. Są 4 trasy autobusów i jedna z nich zahaczała o okolice mego hotelu. Cena 140 bahtów. Oczywiście kupiłem. Do hotelu Woraburi Sukhumvit (okolica Nana) dotarłem w sumie o 1.30, bo prawie 45 min. czekaliśmy na bagaże, a jazda do miasta trwa godzinę. Okolice ulicy Sukhumvit Soi 4 gdzie mieszkałem to także część rozrywkowa miasta, ale już nie miałem siły nigdzie chodzić. Tym bardziej, że byłem sam.

piątek, 1 sierpnia 2008

Dzień 29 - Phuket - Patong Beach

Rano plaża a w południe zawiozłem Hondą swoją walizkę do innego hotelu zlokalizowanego w Patongu. Patong to serce wysypy Phuket najbardziej rozrywkowa i zatłoczona część. Jak już pisałem nie przypasowało mi to. Tym bardziej, że ośrodek w którym wynająłem super bungalow za 30 USD był 4 km od Patongu. A na mapie biby był rzut beretem od centrum. Ale ośrodek – bajka. Fajny teren, mega basen, cisza i spokój. Jedyna wada jak dla mnie to lokalizacja i ceny. Ośrodek zapewnia tylko 2 bezpłatne autobusy dziennie do Patongu. A tak to tylko taksówą za 300 bahtów lub motorowerem. No i ceny są duże. Piwo z discountem kosztowało w czasie happy hours 99 bahtów czyli z 2,5 raza drożej niż w sklepie znajdującym się 300 m dalej. Ale od czego ma się Hondę :-).
Po transporcie walizy musiałem wrócić po plecak i musiałem zdać Hondę. Wróciłem więc na Karon Beach. No i po drodze zaliczyłem 2 ! upadki na swojej Hondzie. Pierwsza to w Patongu facet przede mną nagle zahamował, a ja niestety przy hamowaniu skręciłem kierownicę co spowodowało, że zaliczyłem glębę. Na szczęście nic mi się nie stało poza dodatkowymi rysami na Hondzie. Drugi upadek zdażył mi się na żwirze na poboczu. To troszkę było gorzej bo nadwyrężyłem sobie ścięgno i doszła nowa rana cięta. Wcześniej udało mi się przyjarać nogę od rury wydechowej w Phang-Nga jak gość podwoził mnie skuterem do hotelu.
No nic w każdym bądź razie zdałem motorower (nie zauważyli pęknięcia owiewki) i udałem się na masaż, gdzie przy okazji opatrzyli mi nową ranę. Oczywiście umówiliśmy się też na wieczór z całą załogą na karaoke. Wróciłem więc na ośrodek i to autostopem, bo motorower zdałem na Karon Beach. W Patongu wynająłem kolejny motorower blisko przystanku autobusowego też za tę samą cenę. Hondę zamieniłem na Suzuki. Pobyczyłem się na ośrodku i popływałem i wieczorkiem do Karon Beach. Po drodze w Patongu policja sprawdzała każdy motorower. Niestety zostawiłem prawo jazdy na ośrodku i musiałem zapłacić mandat 300 bahtów. Najlepsze jest to, że nie można go zapłacić u policjanta lecz trzeba jechać na posterunek. Oczywiście motorower został u policjanta. Posterunek miał być blisko, ale okazał się spory kawałek drogi. Na szczęście podwiozła mnie Tajka, która też była kontrolowana. Zapłaciłem mandat - oczywiście nie byłem sam, było też paru Tajów. Z powrotem wziąłem gościa, który na motorowerze robi jako taxi - za 60 bahtów. Odebrałem motorower i upewniłem się u policjanta, że mandat jest ważny jeden dzień więc nie musiałem wracać po prawo jazdy do hotelu. Imprezka odbyła się w dwóch znanych nam barach. Ogólnie było jak zwykle super. Jak sobie pląsaliśmy solo po sali dołączył do nas Taj, który tak jakby tańczył ze mną. W pierwszej chwili nie wiedziałem co jest grane. Pomyślałem, że może szuka zaczepki. Potem, że może jest homo. Ale ogólnie wywnioskowałem, że oni tacy są. Bezpośredni i bez podtekstów. Potem gość się przedstawił, zamieniliśmy parę słów i wrócił do swego stolika. Może się przyłączył, bo dość nieźle pląsałem i wzbudzałem zachwyt damskiej części sali. No wiadomo "farang" to jest coś. Farang w języku tajskim oznacza obcokrajowca pochodzącego z Europy. Ogólnie ma znaczenie neutralne. Chociaż słowo użyte w pewnym kontekście może być negatywne.
Poza tym zauważyłem, że (chyba to już pisałem) strasznie lubią śpiewać. Nawet mężczyźni. Np. idąc chyba w Hat Yai po parku narodowym szedł sobie facet i coś tam śpiewał pod nosem :-).

Zresztą w Tajlandii szczególnie w miejscowościach turystycznych jak Phuket czy Bangkok sporo widać podstarzałych farangów z młodymi Tajkami. Jak gdzieś w internecie wyczytałem jest to dal Tajek możliwość zasmakowania zachodniego życia no i oderwania się od niełatwego życia w Tajlandii. Wiadomo, że bogatym regionem jest południe gdzie jest więcej turystów. Północ jest biedniejsza. No i też powoduje to pewne implikacje.

Impreza też skończyła się całkiem nieźle, bo coś o 4.30 rano. I to bez alkoholu.

Dzień 28 - Phuket - Karon Beach

Phuket jest bardzo turystyczny przez co ceny są tu 2-3 razy wyższe niż w pozostałych miejscowościach w których byłem. Np. taxi i tuk-tuki żądały ode mnie 300 bahtów za kurs na miejsce mojego noclegu gdzie moim zdaniem powinno to kosztować z 100-120 bahtów. Ale znalazłem bus za 40 i po pól godzinie byłem na miejscu. No i od razu do hotelu. Hotel co prawda był remontowany o czym wcześniej widziałem, ale mi to nie przeszkadzało. W końcu dzięki temu cena była niższa no i nie w nocy nikt nic nie robi. Hotel naprawdę w porządku – polecam !

Oczywiście po zameldowaniu się i szybkim ogarnięciu się wypożyczyłem motorower za 200 bahtów na 24h. Zatankowałem za 100 bahtów i ruszyłem oglądać Wielkiego Buddę, który jest nadal w budowie i przylądek P..... coś tam (później sprawdzę), najdalej na południe wysunięta część wyspy Phuket. Z obu miejsc roztaczają się przepiękne widoki na całą okolicę i zatokę. Warto było jechać. Po drodze zdążyłem się zorientować, że Phuket jest dość drogim miejscem w porównaniu do pozostałych miejsc, które widziałem. Wiadomo, jest to nieustanna Mekka dla turystów z całego świata. Ale świadomie wybrałem to miejsce by też zobaczyć jak one wyglądają w Tajlandii. Musze stwierdzić, że raczej wolę mniejszą ilość turystów. Wieczorkiem poszedłem sobie na godzinę tajskiego masażu. Znajduje się niedaleko od hotelu na ulicy Patak Road (561/2 Patak Rd., Karon Beach, Muang Phuket 83100) nazywa się Siam Massage. Cena za masaż tajski 200 bahtów za godzinę. Udało mi się nawet zaprzyjaźnić z całą 5 osobową załogą co nie było trudne, ponieważ Tajowie są narodem przyjaznym i sami łatwo nawiązują kontakty. Akurat po moim masażu wybraliśmy się do karaoke baru. Tam zjedliśmy typowe tajskie potrawy no i niektórzy z naszej załogi śpiewali. Ogólnie zauważyłem, że Tajowie lubią śpiewać i właściwie prawie cały czas ktoś śpiewał. Potem zmieniliśmy lokal na bardziej rozrywkowy karaoke bar z tańcami. No i na sam koniec zaprowadziły mnie do Easy Rider baru z typowym Harleyowskim wystrojem i kapelą grającą na żywo rockowe kawałki. Tam spotkaliśmy kolesia – Taja Rockmena, którego już wcześniej spotkaliśmy w innym karaoke barze. Ogólnie imprezę zakończyliśmy po drugiej w nocy. Trzeba przyznać, że było fajnie. Jako, że jeździłem na swojej Hondzie to wypiłem tylko małe piwo, a tak jechałem cały czas na coli.

Dzień 27 - Khao Lak

Właściwie to to miejsce mogłem sobie darować. Ogólnie jest spoko, ale już mi się nie chciało zwiedzać więc poleżałem na plazy i przy basenie. Hotel super full wypasik.

Później napiszę co to był za Hotel

czwartek, 31 lipca 2008

Dzień 26 – Zatoka Phang Nga

Rano w tuk tuka za 20 bahtów i do centrum, by o 8.30 zdążyć na wycieczkę (wczoraj zauważyłem na reklamie, że o tej startują). Gość podwiózł mnie niby do dworca autobusowego, ale trochę dalej i pod inne biuro podróży (umiejscowione w jakimś hotelu). Chciałem wykupić rejs łodzią po zatoce ze zwiedzaniem wysp. Dzień wcześniej oferowano mi taką wycieczkę za 650 bahtów. Tutaj facet przekonał mnie do zakupu całodniowej wycieczki z lunchem o wartości 800 bahtów. Ale mnie sprzedał za 700. Prosił tylko, żebym nikomu nie mówił, że sprzedał za tę cenę. Podjechał pod nas tuk tuk i zabrał nas na przystań. Wsiedliśmy do długiej łodzi i rejs zaczął się od płynięcia kanałami wzdłuż lasu mangrowego. Potem jakieś wysypu, których nazw nie pamiętam. Utkwiła mi w pamięci tzw. Wyspa Jamesa Bonda. Wyspa znana jest z tego, że jeden z odcinków Bonda był tam kręcony (Człowiek ze złotym pistoletem 1974 z Rogerem Moore). Oczywiście wylądowaliśmy na wyspie. Po drodze mieliśmy lunch przygotowany chyba przez kuchnię hotelową na plaży o długości może 70 m i szerokości 10 m. Oczywiście zero innych ludzi. Zwiedzaliśmy też 2 jaskinie i miasteczko na wodzie (na palach). Co interesujące za 200 bahtów więcej niż cena wycieczki można przenocować w tej wiosce. Rano też odbierają łodzią.
Ogólnie wycieczka godna polecenia. Poznałem parę anglików, którzy wybrali się w podróż poślubną na rok i już podróżowali 7 miesięcy oraz parę Włochów. Ogólnie spoko ludzie.
Co do Phang Nga to jest tutaj na pewno jaskinia ale nie zwiedzałem. No i w okolicy też jest ich trochę plus parę mniejszych wodospadów.
No i tutaj też wycieczka miała opóźnienie 1h czyli o 17.00. Ale nie było zmartwienia jak wczoraj, bo autobusy kursowały co godzinę. Wsiadłem w autobus do Kok Kloy by tam się przesiąść na autobus do Kao Lak. Około 19.30 byłem na miejscu.