Rano plaża a w południe zawiozłem Hondą swoją walizkę do innego hotelu zlokalizowanego w Patongu. Patong to serce wysypy Phuket najbardziej rozrywkowa i zatłoczona część. Jak już pisałem nie przypasowało mi to. Tym bardziej, że ośrodek w którym wynająłem super bungalow za 30 USD był 4 km od Patongu. A na mapie biby był rzut beretem od centrum. Ale ośrodek – bajka. Fajny teren, mega basen, cisza i spokój. Jedyna wada jak dla mnie to lokalizacja i ceny. Ośrodek zapewnia tylko 2 bezpłatne autobusy dziennie do Patongu. A tak to tylko taksówą za 300 bahtów lub motorowerem. No i ceny są duże. Piwo z discountem kosztowało w czasie happy hours 99 bahtów czyli z 2,5 raza drożej niż w sklepie znajdującym się 300 m dalej. Ale od czego ma się Hondę :-).
Po transporcie walizy musiałem wrócić po plecak i musiałem zdać Hondę. Wróciłem więc na Karon Beach. No i po drodze zaliczyłem 2 ! upadki na swojej Hondzie. Pierwsza to w Patongu facet przede mną nagle zahamował, a ja niestety przy hamowaniu skręciłem kierownicę co spowodowało, że zaliczyłem glębę. Na szczęście nic mi się nie stało poza dodatkowymi rysami na Hondzie. Drugi upadek zdażył mi się na żwirze na poboczu. To troszkę było gorzej bo nadwyrężyłem sobie ścięgno i doszła nowa rana cięta. Wcześniej udało mi się przyjarać nogę od rury wydechowej w Phang-Nga jak gość podwoził mnie skuterem do hotelu.
No nic w każdym bądź razie zdałem motorower (nie zauważyli pęknięcia owiewki) i udałem się na masaż, gdzie przy okazji opatrzyli mi nową ranę. Oczywiście umówiliśmy się też na wieczór z całą załogą na karaoke. Wróciłem więc na ośrodek i to autostopem, bo motorower zdałem na Karon Beach. W Patongu wynająłem kolejny motorower blisko przystanku autobusowego też za tę samą cenę. Hondę zamieniłem na Suzuki. Pobyczyłem się na ośrodku i popływałem i wieczorkiem do Karon Beach. Po drodze w Patongu policja sprawdzała każdy motorower. Niestety zostawiłem prawo jazdy na ośrodku i musiałem zapłacić mandat 300 bahtów. Najlepsze jest to, że nie można go zapłacić u policjanta lecz trzeba jechać na posterunek. Oczywiście motorower został u policjanta. Posterunek miał być blisko, ale okazał się spory kawałek drogi. Na szczęście podwiozła mnie Tajka, która też była kontrolowana. Zapłaciłem mandat - oczywiście nie byłem sam, było też paru Tajów. Z powrotem wziąłem gościa, który na motorowerze robi jako taxi - za 60 bahtów. Odebrałem motorower i upewniłem się u policjanta, że mandat jest ważny jeden dzień więc nie musiałem wracać po prawo jazdy do hotelu. Imprezka odbyła się w dwóch znanych nam barach. Ogólnie było jak zwykle super. Jak sobie pląsaliśmy solo po sali dołączył do nas Taj, który tak jakby tańczył ze mną. W pierwszej chwili nie wiedziałem co jest grane. Pomyślałem, że może szuka zaczepki. Potem, że może jest homo. Ale ogólnie wywnioskowałem, że oni tacy są. Bezpośredni i bez podtekstów. Potem gość się przedstawił, zamieniliśmy parę słów i wrócił do swego stolika. Może się przyłączył, bo dość nieźle pląsałem i wzbudzałem zachwyt damskiej części sali. No wiadomo "farang" to jest coś. Farang w języku tajskim oznacza obcokrajowca pochodzącego z Europy. Ogólnie ma znaczenie neutralne. Chociaż słowo użyte w pewnym kontekście może być negatywne.
Poza tym zauważyłem, że (chyba to już pisałem) strasznie lubią śpiewać. Nawet mężczyźni. Np. idąc chyba w Hat Yai po parku narodowym szedł sobie facet i coś tam śpiewał pod nosem :-).
Zresztą w Tajlandii szczególnie w miejscowościach turystycznych jak Phuket czy Bangkok sporo widać podstarzałych farangów z młodymi Tajkami. Jak gdzieś w internecie wyczytałem jest to dal Tajek możliwość zasmakowania zachodniego życia no i oderwania się od niełatwego życia w Tajlandii. Wiadomo, że bogatym regionem jest południe gdzie jest więcej turystów. Północ jest biedniejsza. No i też powoduje to pewne implikacje.
Impreza też skończyła się całkiem nieźle, bo coś o 4.30 rano. I to bez alkoholu.
piątek, 1 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz